Ja mam dziś ze trzydzieści par sznurowadeł. Wiesz dlaczego? Bo na Chmielnej jest malutki
sklepik prywatny, gdzie facet sprzedaje sznurowadła. Robi to z taką grzecznością i oddaniem,
obsypuje mnie tylu „ślicznie dziękuję!” i „proszę uprzejmie” i „pan będzie łaskaw!”
za jeden złoty pięćdziesiąt groszy, że ilekroć tamtędy przechodzę,
nie mogę się oprzeć pokusie kupna pary sznurowadeł. Mam zapas do końca życia.